Samotność menadżera. Jak sobie z nią radzić?

Tango samotności

Prowadzący w tangu… jest zawsze trochę samotny.

Tango argentyńskie to nie tylko taniec, to wysublimowana rozmowa między dwojgiem ludzi, w której jedna osoba prowadzi, a druga podąża. Lider w tangu (prowadzący) nie wydaje rozkazów, lecz sugeruje kierunek, wyczuwa rytm i emocje. Odpowiedzialność za wspólny ruch, za bezpieczeństwo i ramową interpretację muzyki spoczywa na jego barkach. Jest on stale czujny, obecny i świadomy, niosąc partnera przez złożony taniec. To on pierwszy podejmuje decyzje, często bez żadnej gwarancji, że zostanie zrozumiany. Nie ma nikogo, kto by go prowadził. Nie ma kogo zapytać: „czy to na pewno dobry moment?”. On po prostu musi prowadzić, nawet jeśli wewnętrznie się waha.

Brzmi znajomo?

Tak właśnie często wygląda codzienność menadżera, lidera, przedsiębiorcy. Z zewnątrz otoczony ludźmi. Ale wewnętrznie sam w odpowiedzialności. W obecnych realiach funkcjonowania wielu firm, oczekuje się od liderów nieomylności. Wielu żyje pod presją przeświadczenia, że jeśli się zawaha, świat na chwilę przestanie się kręcić. I tylko oni sami wiedzą, jak często są zmuszeni działać w niepełni informacji, intuicyjnie, z nadzieją, że ich wybór wystarczy. To właśnie ta cisza po decyzji bywa najtrudniejsza – gdy inni czekają na efekty, a Ty czekasz na potwierdzenie, że poszedłeś w dobrym kierunku.

Wchodząc w rolę lidera, zanurzasz się w przestrzeń, w której każdy twój gest może stać się sygnałem, każde milczenie decyzją, a każde słowo- punktem zwrotnym. Im wyżej się wspinasz, tym szerszy staje się horyzont, ale często też tym dalej od brzegu. Twoja samotność nie rodzi się z braku ludzi, lecz z ciężaru, jaki niesie ze sobą odpowiedzialność: ta formalna, widoczna dla innych, i ta cicha, osobista, której nikt nie słyszy. Z każdą decyzją, z każdym konfliktem, z każdą chwilą, w której twoi współpracownicy zwracają się ku tobie jak ku ostatniej instancji, ich spojrzenia pełne są oczekiwania, że rozstrzygniesz, zadecydujesz, przesądzisz. Oni szukają w tobie pewności, ty natomiast niejednokrotnie wiesz, że spośród wszystkich możliwych znanych Ci dróg, żadna nie jest idealna. Każda obarczona jest ryzykiem i niesie za sobą jakiś koszt.

I mimo to musisz wybrać, bo wybór jest twoim obowiązkiem. To wtedy pojawiają się te momenty, gdy należy przezwyciężyć zmęczenie, którego nie widać w kalendarzu.  Kiedy czujesz, że chciałbyś, żeby to ktoś przez chwilę poprowadził Ciebie. To jedna z najmocniejszych lekcji przywództwa: nauczyć się być obecnym w tańcu, nawet gdy czujesz w sobie pustkę, i ufać, że to, co niepewne, ma szansę okazać się wystarczająco dobrym. Wtedy przychodzi chwila, gdy czujesz ciężar tej roli, a jednocześnie jej sens. Wówczas często  w tej odpowiedzialności pojawia się samotność, której nikt z zewnątrz nie widzi, a która dojrzewa i narasta w ciszy między decyzjami.

Jednakże dopóki twoja decyzja jest zakorzeniona w wiedzy, jaką posiadasz, w wartościach, które cię prowadzą, w etyce, której nie zdradzasz, dopóty możesz ufać sobie. Wówczas decyzja przestaje być brzemieniem, a staje się potwierdzeniem dojrzałości. Samotność nie karze Cię, lecz sprawdza. Pyta o sens, o wartości, o granice kompromisu.

Samotność menedżerska ma wiele twarzy

U jednych rodzi zniechęcenie, w innych budzi wątpliwość, czy też cichą rezygnację. Potrafi podważyć sens wysiłku, rozproszyć energię, osłabić wiarę we własne decyzje. Czasem pojawia się po długim okresie odpowiedzialności, kiedy ciężar codziennych wyborów zaczyna przygniatać, a każdy dzień wymaga kolejnej porcji odwagi. W takich chwilach, wielu liderów mówi: „Nie wiem już, po co to robię”. Pasja, która kiedyś napędzała, gaśnie pod ciężarem oczekiwań i procesów. To miejsce to nie znak słabości, lecz zaproszenie. Do zatrzymania, do rozmowy z kimś, kto pomoże Ci usłyszeć na nowo Twój wewnętrzny rytm. Nie po to, byś musiał prowadzić lepiej, lecz byś znów tańczył w zgodzie z sobą. Taką przestrzenią może być formalna lub nieformalna grupa wsparcia, czy też superwizja. Samotność może stać się początkiem nowego rozumienia siebie w roli lidera, nie poprzez funkcję, lecz poprzez świadomość, kim się stajesz, gdy nikt nie patrzy.

Samotność menedżera nie jest zjawiskiem jednorodnym

Jedni uciekają w perfekcjonizm, wierząc, że jeśli zrobią wszystko „najlepiej”, to samotność zniknie. Inni wybierają dystans, stają się chłodni, nieprzystępni, jakby między nimi a światem miała istnieć warstwa lodu. Są też tacy, którzy przenoszą swój ciężar na innych lub budują wspólnotę decyzji, a inni z kolei uczą się prosić o wsparcie, lub też tacy, którzy zbyt długo niosąc cudze nadzieje, czy swoje ambicje, zaczynają się wewnętrznie rozpadać i z reguły nie potrafią zrozumieć tego, co się z nimi dzieje.

Paradoksalnie samotność menedżerska nie dotyka wszystkich. Omija tych, którzy nigdy nie spotkali się z samotnością, bo nie ma w nich miejsca na refleksję. Bez zastanowienia prą do przodu w świecie hierarchii, pewni swojej nieomylności i przekonani o własnej wyjątkowości, mimo, iż ich skuteczność bywa wątpliwa, a carpe diem staje się mottem przewodnim. Samotność ich nie dotyczy, bo tam, gdzie króluje ego, nie ma przestrzeni na świadomość.

Druga grupa to liderzy, których samotność jest cicha, to ci, którzy widzą dalej niż granice własnych ambicji, czują ciężar każdego słowa, wiedzą, że decyzje mają konsekwencje. Słuchają, zanim zdecydują, i przyjmują fakt, że nie wszystko da się przewidzieć. Ich przywództwo jest świadome, a siłą jest uważność. Znają ciszę po trudnej decyzji, ciszę, w której miesza się natłok wątpliwości i spokojne „tak” sumienia. Z niej czerpią sens, spokój i głębię, to właśnie oni nadają przywództwu ludzką twarz.

I wreszcie jest trzecia grupa liderów, których samotność jest ukryta. Pod głośnym śmiechem i nadmierną pewnością siebie skrywają wewnętrzną pustkę i lęk, że nie są wystarczająco….(sam dopowiedz) Ich demonstracyjna siła jest pancerzem, za którym kryje się niepewność. Boją się ciszy, bo w niej mogliby usłyszeć to, czego unikają… Ich przywództwo bywa głośne, spektakularne, ale podszyte napięciem. Samotność, której nie nazywają, staje się ich cieniem, stale obecnym, choć wypartym. To w nich najbardziej widać, jak cienka bywa granica między pewnością a potrzebą akceptacji.

Jak przekuć samotność w siłę?

Samotność, jeśli nie ucieka się od niej, może stać się przestrzenią głębokiego rozwoju. To, czym się stanie, zależy od Ciebie. Może osłabić, ale może też otworzyć. Może być ciężarem, ale może stać się mostem, między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnątrz nieodkryte. Nie każdy ma odwagę przez nią przejść, lecz ci, którzy to zrobią, wychodzą z niej spokojniejsi, mądrzejsi i prawdziwsi w swoim przywództwie

I jeszcze coś…zakończenie

Bo choć samotność bywa wpisana w drogę lidera, to nie jest jego przeznaczeniem . Z każdym doświadczeniem, z każdą rozmową, z każdą decyzją, pojawia się coraz więcej spokoju. I nie chodzi tu o stan, który wyklucza emocje, ale taki, który daje siłę je unieść.

Z czasem lider uczy się, że nie wszystko trzeba rozumieć natychmiast, że nie każdy błąd jest porażką, a nie każda cisza jest pustką. W pewnym momencie przychodzi lekkość, wewnętrzny, subtelny, lecz prawdziwy spokój. Jak rytm tanga, który po wielu latach prowadzenia wreszcie zaczynasz słyszeć nie w muzyce, lecz w sobie.

Nota autorska: Mam okazję towarzyszyć liderom, którzy, podobnie jak ja, niosą ciężar decyzji i odpowiedzialności. Z naszych historii powstają refleksje o ludzkiej stronie przywództwa, tej, której nie widać w raportach ani strategiach.

Z nimi – i o nas – piszę.